Fragment notatki:
Weźmy pod uwagę dwa przykłady.
Mamy do czynienia z człowiekiem całkowicie zniedołężniałym, osamotnionym, nieuleczalnie chorym. Utrzymanie tego człowieka przy życiu jest możliwe dzięki wielu pracochłonnym i kosztownym zabiegom, przy czym koszty jego utrzymania nie są rekompensowane przez jego emeryturę czy też rentę. Przy niskiej jakości życia tego człowieka wydaje się zasadnym pytanie utylitarysty: czy nie będzie większym pożytkiem, dobrem społecznym skrócenie życia tego człowieka? Czyż koszty zarówno ekonomiczne, jak i społeczne nie przemawiają za takim rozwiązaniem?
Druga kwestia. Wiele współczesnych głosów sugeruje, że grozi nam klęska związana z „bombą demograficzną”. Przyrost naturalny zagraża standardowi życia przyszłych pokoleń. W tej sytuacji, w której można mówić o zagrożeniu jakości życia dla kilku miliardów ludzi, pewnym rozwiązaniem wydaje się być aborcja. Jeśli przyjmiemy jej roczną skalę jako około 100 mln przerwanych istnień ludzkich, to znów - jak sugerują utylitaryści - warto spojrzeć na całkowity i kompletny bilans zysków i strat.
W obydwu przypadkach pojawiło się charakterystyczne, a dla utylitaryzmu niezwykle istotne sformułowanie „jakość życia”. Ma ono także znamię ekonomicznej kalkulacji i stoi w opozycji do takich pojęć, jak wartość życia czy tym bardziej - świętość życia. Ogólniej ujmując - pojęcia utylitarystyczne w jakimś stopniu kolidują z terminami stabilnymi, o zawsze stałej, trwałej wartości.
Deontonomizm
Kierunkiem, który powstał w opozycji do systemu eudajmonizmu i w konsekwencji do utylitaryzmu był deontonomizm (gr. deon - obowiązek, powinność). Ze względu na źródło tej powinności może być on:
heteronomiczny - obowiązek z zewnątrz (nakaz władcy),
autonomiczny - obowiązek płynie z wnętrza ludzkiego (np. imperatyw kategoryczny Kanta).
Aby zilustrować istotę deontonomizmu heteronomicznego, warto przywołać tekst „Małego Księcia” - spotkanie bohatera powieści z Latarnikiem.
„Piąta planeta była bardzo interesująca. Była najmniejsza ze wszystkich. Była tak mała, że zaledwie starczyło na niej miejsca na lampę uliczna i Latarnika.
Mały Książe nie umiał sobie wytłumaczyć, do czego może służyć uliczna latarnia i Latarnik gdzieś we wszechświecie, na małej planetce pozbawionej domów i ludności. Jednak powiedział sobie: "Możliwe, iż ten człowiek jest niedorzeczny. Ale on jest mniej niedorzeczny niż Król, Próżny, Bankier i Pijak. Jego praca jest przynajmniej pożyteczna. Gdy zapala lampę, to tak jakby stwarzał jeszcze jedna nowa gwiazdę lub kwiat. Gdy gasi lampę, to tak jakby usypiał gwiazdę lub kwiat. To bardzo ładne zajęcie. To rzeczywiście jest pożyteczne, ponieważ jest ładne."
(…)
… pożyteczna. Gdy zapala lampę, to tak jakby stwarzał jeszcze jedna nowa gwiazdę lub kwiat. Gdy gasi lampę, to tak jakby usypiał gwiazdę lub kwiat. To bardzo ładne zajęcie. To rzeczywiście jest pożyteczne, ponieważ jest ładne."
Natychmiast po wylądowaniu Mały Książe ukłonił się z szacunkiem Latarnikowi.
- Dzień dobry. Dlaczego przed chwila zgasiłeś swa lampę?
- Taki rozkaz - odpowiedział Latarnik. - Dzień dobry.
- Cóż to znaczy rozkaz?
- Rozkaz gaszenia lampy. Dobry wieczór.
Zapalił lampę.
- Dlaczego zapaliłeś?
- Taki jest rozkaz - odpowiedział Latarnik.
- Nie rozumiem - rzekł Mały Książe.
- Nic tu nie ma do rozumienia. Rozkaz jest rozkazem. Dzień dobry.
Zgasił lampę. Następnie otarł sobie czoło chustką w czerwoną kratę.
- Mam straszną pracę. Kiedyś miała ona sens. Gasiłem latarnię rano, a zapalałem…
… przed siebie i dzień będzie trwać tak długo, jak długo zechcesz.
- Niewiele mi to da - powiedział Latarnik - najbardziej lubię spać.
- Szkoda - powiedział Mały Książe.
- Szkoda - powiedział Latarnik. - Dzień dobry.
I zgasił lampę.
Podczas dalszej podróży Mały Książe powiedział sobie:
"Tym człowiekiem pogardzaliby wszyscy, i Król, i Próżny, i Pijak, i Bankier. Mimo to on jeden nie wydaje mi się śmieszny…
… jedną minutę! Jakie to zabawne!
- To wcale nie jest zabawne - powiedział Latarnik. - Już minął miesiąc, odkąd rozmawiamy.
- Miesiąc?
- Tak. Trzydzieści minut - trzydzieści dni. Dobranoc.
Zapalił lampę.
Mały Książe przyjrzał się Latarnikowi i poczuł sympatię dla tego człowieka, który tak wiernie wypełniał rozkaz. Przypomniał sobie zachody słońca na własnej planecie, kiedy podziwiał je wciąż na nowo…
…. A to prawdopodobnie dlatego, ze nie zajmuje się tylko sobą."
Westchnął z żalu i mówił sobie jeszcze:
"Tylko ten człowiek mógłby być moim przyjacielem. Lecz jego planeta jest rzeczywiście za mała. Nie ma miejsca dla dwóch..."
Mały Książe nie chciał się przyznać, ze tym, co najbardziej pociągało go w tej błogosławionej planecie, było przede wszystkim tysiąc czterysta czterdzieści zachodów słońca w ciągu dwudziestu…
… wieczorem. W Dzień mogłem odpoczywać, a w nocy spałem...
- A czy teraz zmienił się rozkaz?
- Rozkaz się nie zmienił. Na tym polega tragizm sytuacji. Z roku na rok planeta obraca się szybciej, a rozkaz się nie zmienia.
- Wiec? - spytał Mały Książe.
- Wiec dzisiaj, gdy planeta robi obrót w ciągu minuty, nie mam chwili odpoczynku. W ciągu każdej minuty muszę zapalić latarnie i zgasić ją!
- U ciebie dzień trwa…
... zobacz całą notatkę
Komentarze użytkowników (0)