Być kobietą, być kobietą…
„Kobieta na krańcu świata” to książka niezwykła. Martyna Wojciechowska zabiera czytelników w podróż dookoła globu, opowiadając historie, których głównymi bohaterkami są kobiety. Stawia sobie za cel nie tylko rozmowę z nimi, ale przede wszystkim próbę zasmakowania ich życia, poznania ich trosk, zmartwień, radości i planów. I tak wspomnienia z podróży zyskują zupełnie inny wymiar - stają się piękne, odważne, a przede wszystkim fascynujące, zupełnie jak osoby poznane przez Martynę w odległych zakątkach Ziemi. Wielu mężczyzna zastanawia się pewnie, czy w książce o kobietach znajdzie się coś, co ich zaciekawi? W tym wypadku odpowiedź jest jedna: tak. Historie opisane przez autorkę są nie tylko wzruszające, ale również wstrząsające (jak ta o kobietach saperach z Kambodży czy o Carmen Rojas, zapaśniczce z Boliwii). Pozwalają spojrzeć na egzotyczną kulturę i zakorzenione w tradycji zwyczaje przez pryzmat życia „słabej” płci. Już po pierwszych kilku stronach przekonujemy się, że płeć piękna wcale taka słaba nie jest, a każdy kolejny rozdział otwiera przed nami osobny, nieznany dotąd świat. Poznajemy kobietę kowboja - młodziutką Edith, której odwagi pozazdrościłby niejeden gaucho, a zaraz potem przenosimy się do Wenezueli, gdzie podziwiamy królowe piękności uzależnione od operacji plastycznych. W Kenii wita nas dystyngowana starsza pani, która okazuje się być przybraną matką słoniątek i właścicielką schroniska dla słoni, natomiast w Namibii jesteśmy świadkami zaślubin czternastoletniej Raisiuy z plemienia Himba. Te chwytające za serce reportaże dotykają niekiedy bardzo intymnych sfer kobiecego życia. Każdy nich okraszony jest pięknymi zdjęciami krajobrazów i, rzecz jasna, kobiet. Kolorowe fotografie prezentują ciekawe ujęcia, które znakomicie ilustrują codzienne życie ludzi z innych kultur. Autorka nie jest może mistrzynią słowa pisanego, ale jest z pewnością znakomitą reporterką. Losy swoich bohaterek opisuje z olbrzymią empatią, dzięki czemu sama wzbudza sympatię czytelnika. Nie stoi z boku, tylko uczestniczy w życiu kobiet, stając się na kilka dni jedną z nich. Nie sposób nie zauważyć, że to, co robi, sprawia jej niewypowiedzianą radość. Świadczą o tym nie tylko zdjęcia samej Martyny (m.in. podczas zabawy z jednym ze słoniątek ze schroniska w Kenii czy w tradycyjnym stroju plemienia Himba), ale również sposób, w jaki opowiada. Można odnieść wrażenie, że książka będąca swoistym dziennikiem z podróży, zbiorem reportaży, staje się opowieścią, w której wszystkie historie łączą się w jedno, skłaniając do refleksji na temat walki o akceptację kobiet z dalekich krajów. W książce obok wyznań samych bohaterek znaleźć można wiele ciekawostek o danym społeczeństwie. To pomaga zanurzyć się jeszcze głębiej w nieznanym dotąd świecie i zrozumieć zasady funkcjonujące w różnych zakątkach Ziemi. Każda historia robi wrażenie i budzi podziw dla kobiet, które choć niezwykłe, mają takie same problemy jak Europejki. Niezależnie od pochodzenia czy kultury, w której zostały wychowane, podobnie jak kobiety po naszej stronie globu wstają rano do pracy, lubią ładnie wyglądać i mają marzenia, które niestety często przegrywają w starciu z brutalną rzeczywistością. Mimo, że mogłoby się wydawać, że absolutnie wszystko różni kobiety żyjące „tu” od kobiet „stamtąd”, to tak naprawdę są tak samo zwyczajne, i to właśnie w tej „zwyczajności” tkwi siła. Ich przeżycia zostają w pamięci na długo. Z jednej strony są przerażające, ale jednak niosą ze sobą pewną dozę optymizmu, ponieważ bohaterki mimo wszelkich przeciwności losu radzą sobie i z nadzieją patrzą w przyszłość.
... zobacz całą notatkę
Komentarze użytkowników (0)