Jan Józef Szczepański, Polska jesień Uwaga nadchodzi… Dwudziestoletni bohater-narrator, Paweł Strączyński, przechadzał się po mnieście, spotkał pana Domana (przyjaciel ojca), który wygłaszał prorocze przepowiednie o tym, że świat ginie, za kilka miesięcy już go nie bedzie. Paweł nie chciał tego słuchać.
W domu odbywało się „herbaciane spotkanie” - zabrani rozmawiali o Nowym średniowieczu Bierdiajewa, funkcji społecznej sztuki, zadaniach korporacji, przyszłości Koscioła, porównywali faszyzm i socjalizm. Jedna z pań wyciągnęła z torebki kartkę z „Ilustrowanego Kuriera Codziennego” i zaczęła cytować pełen tajemniczych symboli i nieudolnych rymów poemat Przepowiednia z Tęgoborza . Towarzystwo zmieszało i zawstydziło się nieco - nikt nie brał na poważnie gróźb, które można było wyczytać z tego utworu (czy też tworu). Po chwili jednak wszyscy przystąpili do analizy tęgoborskiej wyroczni.
Wieczorem Paweł zadzwonił do kolegi, Leszka. Mieli razem iść do kina. Okazało się, że Leszek jest w wojsku, powołali go. Mobilizacja to była jedyna logiczna odpowiedź na niemieckie próby zastraszenia. Parę dni później Paweł siedział na dworcu z matką i siostrą, jechał do koszar. Pożegnanie było trochę zabawne i kłopotliwe, nie całkiem poważne.
Przyjechał do Bielska. Koszary nie miały nic wspólnego z przybytkiem rygoru i ładu. Paweł miał wrażenie, że znalazł się w obozie jakiejś koczującej bandy lub pospolitego ruszenia. Poszedł zameldować się do kancelarii dowództwa, okazało się, że przydzielono tam Leszka. Od kolegi Paweł dowiedział się o bałaganie organizacyjnym w wojsku - kartotek nie uporzadkowano od czasu kampanii dwudziestego roku. W koszarach znajduje się sama rezerwa, ludzie bez przydziału, bez broni, niemal bez nadzoru. Krótko mówiąc, wszyscy mają nadzieję, że z chwilą wybuchu pierwszj bomby cały ten mętlik jakoś sam się rozwiąże. Leszek zaś w wolnych chwilach uzupełnia swoje wykształcenie Przygodami dobrego wojaka Szwejka .
Wreszcie przyjechał major J., dowódca pułku Pawła. Od razu pouczył podopiecznych: Koń, o którego żołnierz nie dba, zawsze bedzie szkapą, a żołnierz, który nie dba o konia, zawsze będzie dupą. I nagle okazało się, że dla całej znudzonej załogi jest dośyć zajęć.
W pokoju bilardowym kasyna niemiłosiernie ryczało radio, zlewało się z podniesionymi głosami rezerwy w nieznośny hałas. Nagle zgiełkliwe obertasy przerwało nadawanie komunikatu obrony przeciwlotniczej Uwaga, uwaga, nadchodzi! Lar-nia trzydzieści siedem… Wszyscy zaniepokoili się bardzo, ale uśmiechami tuszowali chwilowe zakłopotanie. Wreszcie muzyka umilkła na dobre. Spiker odczytał orędzie Prezydenta Rzeczypospolitej do Narodu Polskiego: Obywatele, tej nocy wróg odwieczny przekroczył nasze granice…
(…)
… i wojny). Pochód minał Bochnię, przekroczono granicę rejonu objetego zarazą paniki. Ludzie spokojnie pracowali sobie na polach.
Paweł zauważył, że konie, które ciągnęły działo były źle zaprzeżone (pierwsza para w ogóle nie pracowała). Ochrzanił żołnierza odpowiedzialnego za zaprzęganie, ale okazało się, że człowiek ten ma jakieś zakażenie oczu. Strączyńki szukał sanitariusza. Oczywiście Dębski nie pomógł…
… i wszystkich dookoła, że to jeszcze nie jest bezwzgledny odwrót.
W kotle
Odwrót był jednak nieunikniony. Porucznik Redycz mianowany został dowódcą baterii, a porucznik Florczak jego zastępcą. Odczytano dość długą listę nazwisk osób postawionych w stan oskarżenia o dezercję - będą odpowiadać przed sądem polowym, ostrzegano przed szpiegami, prowokantami i siewcami panicznych pogłosek o całkowitej klęsce, przypominano…
… się, że Niemcy otoczyli zdziesiątkowaną brygadę polską. Gruchnęła wieść o poddaniu się. Paweł opłakiwał szczęście dotychczasowego życia, a także Polskę znaną z podręczników historii i patriotycznej poezji. Jeden z kolegów Pawła zastrzelił się. Wypłacono żołnierzom żołd. Wręczajac nam pieniądze, Redycz kazał się wszystkim ogolić. Sam wyświeżony był jak na służbę. - Nie pójdziemy do niewoli jak dziady - rzekł…
… Cygan. Rozstrzelano obydwu. Zdarzało się, że Niemcy rozdawali jedzenie, ale kazali klękać, żeby dostać jakieś suchary i margarynę. Usrać się, chłopcy, na ich łaskę. Jakoś dotąd nie zdechliśmy bez niej. - skomentował Kazek.
Po drugiej stronie Sanu miejscowa ludność była bardziej życzliwa dla żolnierzy. Kiedy pochód zatrzymywał się w jakiejś wsi i w domach kwaterowano Polaków, zazwyczaj przyjmowano…
... zobacz całą notatkę
Komentarze użytkowników (0)