To tylko jedna z 2 stron tej notatki. Zaloguj się aby zobaczyć ten dokument.
Zobacz
całą notatkę
Chronologia afery starachowickiej
"Rzeczypospolitej" udało się odtworzyć, co robili główni bohaterowie starachowickiej afery 26 marca 2003 roku rano. O godz. 8.26 poseł Jagiełło zadzwonił do starosty powiatu starachowickiego Mieczysława Sławka i ostrzegł go przed działaniami policji. Starosta ostrzeżony przez posła Jagiełłę o planowanej akcji CBŚ zadzwonił najpierw do szefa policji Andrzeja Lipca, a zaraz potem do Leszka S., przywódcy miejscowego gangu. W rozmowie pada nazwisko Zbigniewa Sobotki - b. wiceministra spraw wewnętrznych. Później w prokuraturze Jagiełło obciąża swego kolegę, posła Długosza, który miał te informacje słyszeć od wiceszefa MSWiA, i powtórzyć je Jagielle. Długosz szef świętokrzyskiego SLD obciąża Jagiełłę. Jednocześnie obaj mówią, że Sobotka jest niewinny. Nieco później, z 2-miesięcznego urlopu, do pracy w MSWiA próbuje wrócić sam Sobotka. Na arenę wkracza jednak minister sprawiedliwości Grzegorz Kurczuk i mówi, że Sobotka wracać nie powinien, bo interesuje się nim prokuratura. Kolejny zawodnik tej gry, szef MSWiA, Krzysztof Janik ustępuje i zmienia zdanie co do powrotu swego współpracownika. W sprawie zeznają oficjale, m.in. szef policji Antoni Kowalczyk. Po zeznaniach gazety piszą, że komendant kłamał: najpierw mówił, że nic nie powiedział Sobotce o planach CBŚ, później przyznał, że powiedział. Odtajnić! - krzyczą zgodnie o zeznaniach Kowalczyk, Kurczuk i Janik. Tamą stają jednak prokuratorzy z Kielc. Mówią, że odtajnią, ale jeszcze nie teraz - najpierw trzeba przesłuchać Sobotkę. Kowalczyk przez kilka dni tłumaczy się, że nic nie mówił Sobotce, ale w uzasadnieniu wniosku o uchylenie immunitetu b. wiceszefowi MSWiA - który również przeciekł do prasy - prokurator z Kielc obciąża Sobotkę i Kowalczyka.
... zobacz całą notatkę
Komentarze użytkowników (0)