Potocki - Rękopis znaleziony w Saragossie

Nasza ocena:

5
Pobrań: 2408
Wyświetleń: 4333
Komentarze: 0
Notatek.pl

Pobierz ten dokument za darmo

Podgląd dokumentu
Potocki - Rękopis znaleziony w Saragossie - strona 1 Potocki - Rękopis znaleziony w Saragossie - strona 2 Potocki - Rękopis znaleziony w Saragossie - strona 3

Fragment notatki:


JAN POTOCKI Rękopis znaleziony w Saragossie Przedmowa:
Autor pisze, że jako oficer wojsk francuskich uczestniczył w oblężeniu Saragossy. W kilka dni po zdobyciu miasta zapuścił się w dość odległą dzielnicę gdzie zwrócił uwagę na ładny dom, którego Francuzi nie zdążyli jeszcze splądrować. Kierowany ciekawością zbliżył się i zastukał w drzwi, które okazały się być uchylone, więc wszedł do środka. Odniósł wrażenie, że wnętrze jest ogołocone z najcenniejszych przedmiotów, bo na stołach i szafach zostały jedynie błahe drobiazgi. Tylko na podłodze, w kącie, zauważył kilka zapisanych zeszytów. Był to rękopis hiszpański - zawierał historie o kabalistach, zbójcach i upiorach, którego lektura wydała się nader stosowną dla oderwania umysłu od trudów wojennej wyprawy. Bez wahania wziął go ze sobą. Po pewnym czasie autor był zmuszony opuścić Saragossę. Nieszczęśliwie znalazł się daleko od swojego korpusu armii i wraz z oddziałem trafił w ręce nieprzyjaciela. Myślał, że wybiła jego ostatnia godzina. Gdy dotarli tam, dokąd ich prowadzono, Hiszpanie zaczęli zabierać im ich rzeczy. Autor prosił o pozostawienie zeszytu, początkowo Hiszpanie robili trudności, na koniec zwrócili się po radę do kapitana. Który rzuciwszy okiem na zeszyt podziękował autorowi za ocalenie dzieła, bowiem zeszyt zawierał historię jednego z jego przodków. Autor wyjaśnił więc mu, w jakich okolicznościach zdobył ów rękopis. Hiszpan wziął autora do swojej kwatery, dobrze się z nim obchodził i zatrzymał na dłuższy pobyt. Uproszony przez autora tłumaczył rękopis na język francuski, autor zaś wiernie zapisywał jego słowa
DZIEŃ PIERWSZY Hrabia Olivandez jeszcze nie sprowadził osadników do gór Sierra Morena. To strome pasmo, które oddziela Andaluzję od Manszy zamieszkiwali wówczas kontrabandziści, rozbójnicy i kilku cyganów, o których mówiono, że pożerają ciała zabitych wędrowców. Nie dość na tym, bo podróżny, który odważył się zapuścić w tą dziwna okolicę bywał napastowany przez tysiączne okropności, np. słyszał płaczliwe głosy mieszające się z hukiem potoków, wśród burzy mamiły go błędne ogniki i niewidzialne ręce popychały w bezdenne przepaście. Na tej strasznej drodze czasami można było znaleźć samotne gospody (venty), ale oberżyści ustąpili miejsca duchom. Gospodarz Z Andujar klął się na św. Jakuba z Komposteli, że historie te są prawdziwe i nawet pachołki św. Hermandady zawsze wymawiają się od wycieczek w góry Sierra Morena. Hrabia zaś mówi, że musi udać się tą a nie inna drogą, bo jeśli król don Filip V zaszczycił go godnością kapitana, to honor nakazuje mu udać się najkrótszą drogą. Gospodarz odpowiada, że skoro król zaszczycił go stopniem kapitana zanim najlżejszy mech nie uczynił tego samego zaszczytu na jego brodzie, to powinien on się wykazać przede wszystkim roztropnością. Na to hrabia ruszył z kopyta (konno oczywiście) i zatrzymał się dopiero jak był pewny, że słowa gospodarza nie będą do niego dochodziły. Wtedy odwrócił się i dostrzegł wskazującego mu drogę Estremadurę. Służący hrabiego - Lopez i jego mulnik - Moskito spoglądali na niego litościwym wzrokiem, który miał potwierdzać słowa oberżysty. Hrabia udał więc ze tego nie widzi i zapuścił się w zarośla, tam, gdzie później założono osadę La Carlota.
... zobacz całą notatkę



Komentarze użytkowników (0)

Zaloguj się, aby dodać komentarz