Witold Gombrowicz Trans-Atlantyk Akcja powieści rozgrywa się pod koniec sierpnia i na początku września roku 1939 w Buenos Aires stolicy Argentyny. Czas wprowadza element autentyczności, chodzi tu o wymiar historyczny i dokumentalny. Zdaniem Z. Malićia czas należy do akcji powieści a przestrzeń stanowi czynnik składowy fabuły „Trans-Atlantyku”
Bohater, którym jest sam Gombrowicz, informuje, że celem opisania dziesięciu lat swego życia spędzonych w Argentynie jest chęć przekazania swej historii rodzinie, krewnym i przyjaciołom. Pierwszego sierpnia przybył on z Gdyni do Buenos Aires na statku „Chrobry”. Podróż przebiegała niezwykle spokojnie, wypełniały ja głównie chwile „bajdurzenia i baraszkowania” z ładnymi panienkami oraz mało ciekawe, przepojone wrogością przyjęcia Prezesów i Przedstawicieli Poloni. Spokój ten został przerwany wiadomością przyniesioną przez towarzysza podróży, także literata Czesława Straszewicza. Gazety informowały, że lada dzień wybuchnie w Polsce wojna. Wszyscy uczestnicy podróży popadli w zwątpienie, zaczęli się obejmować i jak najprędzej chcieli wracać i choć zdawali sobie sprawę, że do ojczyzny zapewne nie zostaną wpuszczeni, to chcieli być jak najbliżej niej, choćby w Anglii czy Szkocji. Jeden tylko Gombrowicz oznajmił, że zostaje. Prawdziwych powodów swojej decyzji zdradzić nie mógł. Kiedy statek odpływał popatrzył na niego i rzekł: „Płyńcie do Szaleńca, Wariata waszego św. ach chyba przeklętego, żeby on was skokami, szałami swoimi Męczył, Dręczył, was krwią zalewał, was Męką zamęczał, Dzieci wasze, żony, na Śmierć, na Skonanie sam konając w konaniu swoim Szału swojego was Szalał, Rozszalał!” I z tymi słowami na ustach wstąpił do miasta z 96 dolarami w kieszeni. Wiedząc, że nie ma środków do życia udał się do pana Cieszkowskiego, znajomego z dawnych lat, któremu rzecz jasna nie zdradził swej „bluźnierczej przyczyny zostania”. Cieszkowski obiecał porozmawiać z trzema wspólnikami, którzy „Spółkę mają i Interes Koński tyż i Psi Dywidendowy”, by pomogli przybyszowi. Zastanawiał się długo, czy iść do poselstwa. Kiedy postanowił, że tego nie zrobi, zobaczył nagle wspinającego się na źdźbło trawy robaczka. Ten widok tak go strwożył, że w rezultacie poszedł do Poselstwa: „o pójdę, tak, pójdę, pójdę, Jezus Maria, pójdę, lepiej pójdę…i poszedł”. Tam przyjął go minister Feliks Kosiubidzki, który za kilkadziesiąt pezów chciał odesłać literata do Rio de Janeiro. Poseł doszedł podczas rozmowy do wniosku, że musi coś być w przybyszu skoro On - tak ważna persona - poświęca mu tyle czasu i postanowi poprzez okazanie pomocy spełnić swój obowiązek wobec Piśmiennictwa Narodowego. Zaproponował Gombrowiczowi pisanie artykułów do gazet o wielkich polskich poetach. Ten jednak odmówił. Zdziwiony minister zapytał swego radcę Podsrockiego, kim jest nowo przybyły człowiek. Po chwili obydwaj zaczęli się nienaturalnie zachowywać. Złożyli mu pokłony i oznajmili, że przedstawią go jako wielkiego polskiego Geniusza. Przytłoczony „atmosferą Parlamentu” nie zaprotestował, choć byli to ludzie, którymi gardził. Dopiero po opuszczeniu murów Ministerstwa odreagował minione zdarzenia wirtualnym „wyrzucaniem, odprawianiem, pałą przeganianiem, wyganianiem” Kosiubidzkiego. Naglący stan finansów zmusił bohatera do ponownego spotkania z Cieciszowskim. Kiedy przechadzali się jedną z najbogatszych ulic, wpadli na Barona. Cieszkowski przedstawił Gombrowicza i poprosił o niego dla posadę, Baron nie zastanawiając się długo zaproponował miejsce sekretarza
(…)
…, ale jeśli Gombrowicz - jego zaufany przyjaciel przy ładowaniu pistoletów „wrzuci kule w rękaw”. Gombrowicz dochodzi do wniosku, że związki z rodakami są najważniejsze. Chce pomóc Tomaszowi i postanawia uknuć intrygę. Gonzalowi zamierza powiedzieć, że w pistoletach nie ma kul, a potem je podłożyć, by pojedynek odbył się naprawdę. Do zrealizowania planu potrzebuje Pyckala i Barona jako sekundantów Portugalczyka…
… przybył w skromnym stroju, Gonzalo zaś w atłasowych szatach. Gombrowicz jako sekundant Tomasza wrzucał kule w rękaw, podobnie czynił sekundant Gonzala - Pyckal. Ponieważ pojedynek miał trwać do trzeciej krwi nagle Gombrowicz zdał sobie sprawę, że on się nigdy nie zakończy, bo strzały są puste (brak wszak kuli w pistoletach). Nagle jednak ogier Pyckala ugryzł w zad ogiera Barona, właściciele zaczęli…
…. Kiedy Gombrowicz siedział w swej sypialni, zaczęły go dręczyć myśli dotyczące zdrady Tomasza. Przerażony był najbardziej tym, że nie czuje z tego powodu przerażenia. Pobiegł więc i wyznał prawdę o pustych pistoletach. Tomasz postanowił zabić Gonzala i swojego syna. Usłyszał to stojący pod drzwiami Gonzalo, wpadł do pokoju i oznajmił, że ma sposób na Ignacego i że to właśnie Ignacy zabije swego ojca. Gombrowicz…
… zaczął Chodzić, a Chód ten zaprowadził go do pokoju Ignacego. Przeszedł przez korytarz będący zarazem sypialnią parobków - całą drogę deptał ciała chłopców tam pracujących. Jednego z nich opluł niechcący, ale nie widząc żadnej reakcji oplutego znów splunął. Po którymś razie z kolei Witold nie wytrzymał i uciekł. Wpadł do sypialni Ignacego, który leżał na łóżku całkiem nagi.
Następnego dnia…
… go na przejażdżkę. Kiedy wsiadł na bryczkę, Pyckal wbił mu w łydkę Ostrogę. Witold zemdlał z bólu.
Obudził się w piwnicy. Naprzeciw niego siedziała trójka dawnych pracodawców. Siedzieli tak kilka godzin. Nikt się nie odzywał, bo istniało ryzyko ugodzenia Ostrogą. Nagle otworzyły się drzwi i wszedł Rachmistrz, ten sam, który uczył Witolda wciągania akt, gdy zaczął pracować jako urzędnik. Do buta miał przytwierdzoną…
... zobacz całą notatkę
Komentarze użytkowników (0)