WIĘZIEŃ CZYLLONU Rozpoczęcie sonetem o Czyllonie
Poemat został napisany w Ouchy, pod Lozanną w 1816 (Szwajcaria), gdzie Byron zwiedził między innymi słynny zamek Chillonu, który w swoich lochach przez 6 lat więził Bonnivarda. Pisząc tekst Byron jeszcze nie do końca zdawał sobie sprawę z historii tego człowieka, więc dopiero później dodał sonet sławiący jego czyny, adresowany do Bonnivarda jako do męczennika w walce o Wolność.
Franciszek Bonnivard (1493-1570) - duchowny w klasztorze św. Wiktora pod Genewą, w tajemnicy konspirujący przeciw tyranowi Karolowi III, księciu Sabaudii; chciał ogłoszenia republiki i za to został wtrącony do więzienia w Czyllonie właśnie, uwolniony po 6 latach przez berneńczyków dopiero; do końca życia honorowany przez rodaków za swoje oddanie i patriotyzm
Wracając do sonetu, jest tam mowa o lochach Chillonu i więźniu o wolność, który zostawił tam ślady swoich stóp, nie ścierajmy ich
Podmiotem lirycznym poematu jest sam więzień, mówi o sobie i swoich przeżyciach; tłumaczy dlaczego osiwiał -nie chodzi o starość, ale o wewnętrzne cierpienia (te same zbieliły ponoć włos Marii Antoniny); miał ciężki los, ma posturę staruszka, przygarbioną, nie od pracy ale od dźwigania kajdan; został wygnany z ziemi, z powietrza, wtrącony w czarną otchłań lochów; tłumaczy, że nie bronił się przed takim obrotem sprawy - za swoje idee mógłby nawet umrzeć; opowiada o swoim ojcu, który dla ważnej sprawy podał swoją głowę pod katowski topór, o tym jak zamordowano wszystkich jego 6 braci, został tylko on sam jeden; jednego spalono, dwóch zginęło w bitwie, dwóch razem z nim wtrącono do lochu, tylko on przetrwał; reszta umarła za Boga, którego wyrzekli się ich kaci
Opowieść o wnętrzu lochów Czyllonu; jest tam siedem kolumn, które wspierają czarne sklepienie, przez szczelinę błąkał się tylko jeden promień światła; do kolumn przykute były pierścienie, przez które przewleczone były łańcuchy wżynające się w ciała więźniów; do tej pory Bonnivard ma blizny, razi go też dzienne światło, od którego kompletnie się odzwyczaił
Przykuto ich (Bonnivarda i jego braci) do trzech słupów, każdego samotnie; byli razem, ale rozłączeni, żaden z nich nie mógł się nawet ruszyć, nie widzieli swoich twarzy, które zniekształcał mrok; jedyne co ich pocieszało przez jakiś czas to to, że się słyszeli, śpiewali sobie i opowiadali, ale w krótkim czasie ich głos zmienił się w grobowy ton i również na to nie mieli już sił ani ochoty
Bonnivard był najstarszym pośród braci, więc wziął na siebie obowiązek pocieszania ich i podtrzymywania na duchu, bycia najbardziej wytrwałym, ale i oni nie pozostawali mu dłużni; najmłodszy brat, ulubieniec ojca, młodzieniec o błękitnych oczach bardzo podobny do matki; wrażliwy, wdzięczny i uroczy; drugi znosił niewolę jeszcze gorzej, ponieważ był wojownikiem z krwi i kości, jemu najbardziej dokuczała bezczynność i własne kajdany, najszybciej podupadał na duchu, chciałby zginać z mieczem w ręku na polu walki, ale nie tak
(…)
… bliskiego wydziera się dusza; Bonnivard nie jest nawet w stanie opisać jakie to uczucie stać ledwo żywym pomiędzy umarłymi braćmi; poczuł na pewno, ze coś w nim umarło. Marazm i agonia nie do opisania, o.
Jego duszę „wybudził” ptaszek, błękitny, który śpiewał mu najpierw zza krat, a potem przyleciał, żeby mu towarzyszyć; Bonnivard GRZESZNIE pomyślał, ze to pewnie dusza niebieskookiego brata, szczęśliwa…
... zobacz całą notatkę
Komentarze użytkowników (0)