Antypedagogika zwraca uwagę, że w konwencjonalnej, wychowawczej relacji dziecko cierpi i nie ma dokąd uciec. Nikt nie staje po jego stronie, nikt nie uznaje jego racji , co więcej, dorośli żądają, żeby nawet ono samo nie stało po swojej własnej stronie (tj. po stronie tego, co właśnie odczuwa). Żądają, żeby przyznało im słuszność, wyrzekło się własnego punktu widzenia i przyjęło ich pogląd.To jest gwałt, i każdy czuje, że to jest gwałt, ale w toku "wychowania" uczy się ignorować to odczucie, tłumaczyć sobie, że nie powinien czuć tego, co czuje, bo przecież ten ktoś działa "dla mojego dobra". Staje się bezbronny i bezkrytyczny, ponieważ ktoś działa "dla jego dobra". Właśnie dlatego później, kiedy sam jest dorosły, gotów jest zaakceptować stosunki, które ranią jego godność bądź niszczą jego zdrowie, gotów jest też postępować posłusznie wbrew własnemu sumieniu " o ile tylko komuś uda się go zmyślnie przekonać, że to "dla jego dobra", że "tak będzie lepiej". Uczucia " sygnały alarmowe " nie chronią go przed taką sytuacją, gdyż nauczył się je tłumić, aby stale dostosowywać się do cudzych oczekiwań. WYCHOWANIE CZY ODDZIAŁYWANIE ?Właśnie tak pojęte "wychowanie" odrzucają zwolennicy antypedagogiki, w tym Hubertus von Schoenebeck: "Zgodnie z moją definicją, wychowywanie jest urzeczywistnieniem roszczenia wychowawczego, podjęciem kroków zmierzających do zrealizowania uznanych za najlepsze dla drugiej osoby celów. (Spowoduję albo przynajmniej spróbuję spowodować, aby zdarzyło się to, co uważam za najlepsze dla ciebie). Tak właśnie wygląda wychowywanie. [...] Wszystkie warianty wychowawcze, nawet jeżeli zewnętrznie bardzo się od siebie różnią, mają jedną cechę wspólną: roszczenie wychowawcze, przekonanie, że wie się lepiej niż osoby wychowywane, co jest dla nich dobre " przekonanie, które próbuje się wcielić w życie" (H. von Schoenebeck: Antypedagogika. Być i wspierać zamiast wychowywaćTwierdzenie J. Tomasiewicza, że "antypedagogika [...] możliwa byłaby tylko w warunkach totalnej izolacji dziecka od rodziców, gdyż ci przecież wychowują dziecko samym swoim przykładem" świadczy o tym, że po prostu nie zrozumiał, o co chodzi w antypedagogice. Chodzi bowiem o odrzucenie stosunków góra-dół między rodzicami a dziećmi, a nie o brak wszelkich oddziaływań. Przeciwnie: antypedagogiczna relacja polega właśnie na (wzajemnym) oddziaływaniu, na współistnieniu, wspólnym życiu ludzi dorosłych i dzieci, gdzie dorośli stwarzają dzieciom dogodne warunki do rozwoju " do zdobycia życiowego doświadczenia i potrzebnych umiejętności, do rozwijania samodzielności, utrwalania wiary w siebie i tworzenia więzi z innymi ludźmi.Czy antypedagogika opowiada się za "puszczeniem dzieci samopas", bez opieki? Nic bardziej błędnego. Tej interpretacji przeczy już sam podtytuł książki Hubertusa von Schoenebecka: "Być i wspierać, zamiast wychowywać". W tym streszcza się cała istota postawy antypedagogicznej wobec dziecka. Wspierać " i być obecnym. Być uważnym. Pozostawienie dziecku prawa do własnego zdania i własnych decyzji nie jest równoważne z "puszczeniem samopas", "na ulicę". Nie chodzi o "nieobchodzenie" " chodzi o szanowanie podmiotowości dziecka, traktowanie go jak odrębną istotę zdolną do samostanowienia (ale nie obojętną nam!). Rolą rodziców " i innych dorosłych ważnych w życiu dziecka " jest je wspierać, jednocześnie szanując jego suwerenność jako pełnowartościowej istoty ludzkiej. Służyć mu doświadczeniem i pomocą " a nie odmawiać mu prawa do podejmowania własnych decyzji i
(…)
… jej wciąż nowe konfrontacje zamiast pokojowego współistnienia, panowanie zamiast solidarności, wychowanie zamiast wspierania, kontrolę zamiast zaufania, stres zamiast wypoczynku, nienawiść zamiast miłości. Nie jest łatwo być za kogoś odpowiedzialnym " jest to sprzeczne z naturą człowieka. Zarówno z naturą pozbawianego odpowiedzialności za samego siebie, jak i " przejmującego tę odpowiedzialność…
… być i to samo dotyczy również dzieci " pisze von Schoenebeck. " Możliwość "pokazywania swego prawdziwego oblicza" jest wielkim dobrem, którego podstawą jest nowe zaufanie i pełna szacunku postawa nowej relacji". Wielu rodziców źle się czuje w roli kontrolujących wszystko i narzucających swą wolę tyranów. ¬le im z tym, że "muszą" forsować swoje decyzje podjęte z punktu widzenia tych, którzy "wiedzą lepiej…
... zobacz całą notatkę
Komentarze użytkowników (0)