Albert Camus - Obcy

Nasza ocena:

3
Pobrań: 189
Wyświetleń: 861
Komentarze: 0
Notatek.pl

Pobierz ten dokument za darmo

Podgląd dokumentu
Albert Camus - Obcy - strona 1 Albert Camus - Obcy - strona 2 Albert Camus - Obcy - strona 3

Fragment notatki:


AlbertCamus OBCY CZĘŚĆ I Opowiadanie rozpoczyna się od depeszy, którą dostaje główny bohater. Dowiaduje się z niej, że jego matka zmarła. Z tego powodu wziął urlop w pracy i pojechał do miejscowości Marengo, gdzie znajdował się przytułek dla starców, w którym przebywała przed śmiercią jego matka. Meursaulta przyjął dyrektor ośrodka, który zaprowadził go do kostnicy. Okazało się, że Pani Maursault przebyła do Marengo trzy lata wcześniej, gdyż syn nie mógł jej zapewnić odpowiedniej opieki. Płakała przez kilka miesięcy, ale jej syn uważał, że to kwestia przyzwyczajenia i że analogiczna sytuacja nastąpiłaby, gdyby po kilku latach chciał ją odebrać z przytułku. Z powodu tych rzekomych łez oraz kosztów związanych z podróżą przestał ją odwiedzać. W małej, ale bardzo jasnej salce (kostnicy) spotkał pielęgniarkę - Arabkę, która chwilę po jego przyjściu opuściła pokój. Następnie zjawił się dozorca, który chciał otworzyć trumnę, by przybysz mógł zobaczyć po raz ostatni swoja matkę. Meursault nie zgodził się na to, choć sam nie wiedział czemu. Dozorca zaczął opowiadać historię swego życia. Największą uwagę w opowieści sześćdziesięcioczteroletniego Paryżanina zwróciła akcentowana przez niego różnica między nim a „nimi”, „tamtymi”, „starymi”, czyli pensjonariuszami. Bohater nie przyjął zaproszenia na obiad, dlatego też dozorca przyniósł mu kawę z mlekiem, powiadomił go również, że w czuwaniu przy zwłokach udział wezmą przyjaciele zmarłej, gdyż taki jest zwyczaj. Kiedy dozorca krzątał się po kostnicy (ustawiał krzesła, przynosił filiżanki), Meursault usnął. Obudził się, gdy wchodzili pensjonariusze:
„Prawie wszystkie kobiety nosiły fartuchy, troki opasujące talie jeszcze bardziej wypychały do przodu ich wzdęte brzuchy. Nie zauważyłem nigdy dotąd, do jakiego stopnia stare kobiety mogą być brzuchate. Mężczyźni, prawie wszyscy, byli bardzo chudzi i trzymali laski. Uderzyło mnie, że w ich twarzach nie widziałem oczu, jedynie matowe lśnienie w zagłębieniu zmarszczek”. Poruszali się tak bezszelestnie, że aż trudno było przybyszowi uwierzyć w ich realność. Najbardziej przeszkadzała mu kobieta, która zdaniem dozorcy była najbliższą przyjaciółka zmarłej, płakała ona wydając „miarowe, krótkie okrzyki”. Kiedy w końcu przestała, okazało się, że jest coś jeszcze gorszego - dźwięk mlaskania, który wydawali starcy ssąc swe policzki. Po kolejnej kawie Meursault usnął. Obudził się dopiero wtedy, gdy starcy opuszczali kostnicę. Każdy z nich uścisnął mu dłoń, tak jakby wspólnie spędzona noc stworzyła między nimi jakąś zażyłość. Kolejny dzień zapowiadał się pięknie. Bohater czułby się wyśmienicie, gdyby nie ta - jak sam się wyraził - sprawa z mamą. W pogrzebie mieli wziąć udział on, dyrektor, wydelegowana pielęgniarka oraz Tomasz Peréz - przyjaciel zmarłej. Ponieważ kościół znajdował się trzy kwadranse drogi od przytułku, wszyscy wzięli udział w kondukcie pogrzebowym. Dyrektor szedł z odpowiadającą jego stanowisku godnością, Peréz co chwila skręcał w pola, by skrócić sobie drogę, gdyż tępo konduktu było dla niego zbyt szybkie. Meursault tracił co jakiś czas zmysły, gdyż zmęczenie, zapach skóry, łajna końskiego i kadzideł komponowały się w całość, która tępiła wzrok i myśli. W efekcie bohater nie zapamiętał wiele z pogrzebu, oprócz załzawionych oczu Peréza, koloru ziemi spadającej na trumnę matki. Za to dokładnie pamiętał radość z powrotu. Kiedy Meursault wrócił do domu, przypomniał sobie, że jest sobota (wówczas zrozumiał, dlaczego szef tak niechętnie dwa dni wcześni

(…)

…, że rany których doznał, są jedynie powierzchowne. Opatrzony już Rajmund postanowił się przejść, i chociaż chciał iść sam, Meursault nie zgodził się na to. Doszli do skały gdzie znajdowali się Arabowie, Rajmund wyciągnął rewolwer i chciał strzelić, przedtem zapytał jeszcze towarzysza czy ma to zrobić, na co Meursault odparł, żeby walczył z Arabem bez broni, a gdy drugi wyciągnie nóż bądź uczyni…
…. I właśnie wtedy wszystko się zakołysało. Morze przyniosło gorący, ciężki podmuch. Wydało mi się, że niebo pękło wzdłuż i wszerz, by lunąć ogniem. Cała moja istota sprężyła się, zacisnąłem rękę na rewolwerze. Spust ustąpił, dotknąłem gładkiej wypukłości kolby i właśnie wtedy, w tym trzasku suchym i zarazem ogłuszającym, wszystko się zaczęło… Więc strzeliłem jeszcze cztery razy do bezwładnego ciała. I były to jak gdyby cztery krótkie…
… cztery kolejne. Meursault pytany o to milczał, wówczas prokurator wyjął krucyfiks, zaczął mówić o swej wierze oraz o tym, że każdy człowiek zasługuje na wybaczenie, bo nie ma takiej zbrodni, której by Bóg nie wybaczył, potrzebna jest jedynie skrucha. Powiedział Meursaultowi, że musi się oddać pod opiekę Boga i że to na pewno wystarczy. Oskarżony odrzekł, że nie wierzy w Boga, i że to, co czuje…
…, że jego ojciec czuł mdłości przed egzekucją, na którą się wybierał, a w dniu po niej wymiotował. Meursault zrozumiał, że śmierć to jedyna ważna rzecz dla człowieka. Gdyby żył dalej chodziłby na każdą egzekucję. W myślach układał reformę projektu ustaw. Uważał, że powinna istnieć substancja chemiczna, którą wstrzykiwałoby się skazanemu na śmierć, gilotyna jest zbyt banalna - załatwia sprawę raz na zawsze. Zaczął…
... zobacz całą notatkę



Komentarze użytkowników (0)

Zaloguj się, aby dodać komentarz